środa, 24 sierpnia 2011

Ewangelia dla wątpiących - wywiad dla Lampy

Pełna wersja wywiadu w najnowszej Lampie, nr 7-8 (88-89).
Fragment:

Kuba Przybyłowski: Nie da się tego uniknąć, na czwartej stronie okładki masz napisane, że to najbardziej autobiograficzna powieść i... chyba rzeczywiście tak jest. Nic o wampirach, nic z punktu widzenia dziecka, bohater tym razem jest dość przeciętny, jak na ciebie oczywiście, a mimo wszystko jest przegięcie, nie umiesz inaczej? Żeby było mniej drastycznie?  

D.K.: Słusza uwaga. Ja programowo mam tak, że w prawie każdej opowieści musi dojść do konfrontacji, werbalnej lub fizycznej, polać krew etc. Nawet gdy pozornie nic na to nie wskazuje. Nie wynika to z jakichś stephenkingowskich inklinacji, to po prostu jedna z cech mojej prozy, świadomie wybrana, a nie freestyle, byle szokować i nic więcej. Za dużo czytam i oglądam, by wierzyć w drastyczność literatury jaką taką. Mnie bardziej fascynują zestawienia i kontrasty. Łagodność i gwałtowność, poukładanie i anarchia. Żeby tworzyć szczerą literaturę piękną, czasem dobrze się pobrudzić. Gutkowski z “Cięć” nosi przy sobie czechowowską strzelbę, która w tym przypadku jest nożyczkami... Nie piszę kryminałów czy sensacyjniaków, ale czy to oznacza, że literatura piękna ma unikać nieco bardziej zaskakujących czy tylko pozornie nieadekwatnych z całością rozwiązań? Traktuję to jako konieczny twist fabularny, ale również kontynuację mojego programu prozatorskiego. Ponieważ od początku piszę o przemocy w różnych odcieniach i tonacjach. O gwałtownych emocjach. O dawaniu życia oraz jego odbieraniu. O autodestrukcji, czymś, co wielu z nas w sobie nosi, a uporczywie ukrywa niczym jakiegoś aliena, szczególnie przed sobą. Wystarczy spojrzeć na większość alkoholików, przecież to klasyczne, rozciągnięte na lata samobójstwo; można zasłaniać się tym czy tamtym, “nie piję codziennie”, “mam nad tym kontrolę”, skutek jest zawsze taki sam: skraca się sobie życie w trybie turbo. Pracując na etacie jako kreatywny też skracałem sobie życie marnotrawieniem energii na duperele. W zamian, prawie jak w reportażu wcielenionym, mogłem po latach dokonać podsumowania tych faktów i mitów. Opisać środowisko, manieryzmy, użyć np. języka copywriterów czy strategów marketingowych nie nie na zasadzie trawestacji czy parodii, lecz pełnoprawnego środka literackiego. W “Cięciach” Leon Creations jest symbolem tysięcy firm, w których wykorzystuje się ludzką wyobraźnię w niecnym poniekąd celu. Nie w tym problem, to byłoby zbyt tanie i łatwe do krytyki. “Cięcia” kierują działa, a właściwie ostrza na osoby, które wchodzą w to, twierdząc, że to coś fajnego, wartościowego. Z takim podejściem są niebezpieczni, ponieważ mają do dyspozycji tysiące, miliony euro, które służą do reklamy - czegokolwiek, co wezmą sobie za cel. Jak np. nowej wiary. Wielu z nich jest przekonanych, że jak ma w torbie iPhone’a, w łapach iPada, a na co dzień czyta Wikipedię, to dobrze wiedzą, jak ten świat urządzać, co zmieniać, co krytykować. Małe, reklamowe Hitlerki - jak nic! A jest ich wielu, uwierz mi. Uważam, że literatura powinna wyrywać w miarę możliwości te chwasty. Fabułą, przekorą, nawet przegięciem, byle zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa konformizmu ubranego w oryginalność, kreatywność i... Lacoste. Gdybym się z tym nie skonfronował osobiście, nie dostał po tyłku, nie czuł, że mimo wewnętrznych zapewnień skręcam w popkulturowy light, nigdy bym nie opisał, jak opisałem w “Cięciach”, tego robiącego zabawne miny lewiatana, który zdaje się mówić: “Spoko, wyluzuj. Co się kisisz, walnij lufę i leć na wakacje, stać cię, nie?” Każdy z bohaterów “Cięć”, mężczyźni wymieniani tylko z nazwiska, odzwierciedla jakieś pokręcone, pełne sprzeczności postawy. Naginają świat do siebie, nigdy inaczej. Stąd kobiety są z ich perspektywy kwiatuszkami (Fleur), fotonarzeczonymi, kociarami, urządzeniami do seksu, łącznie z kalekami na wózku; nie mają nazwisk, jedynie imiona. Jak wyzwolić się z czegoś, co jest nami? Niekiedy, niestety, właśnie przez redukcję, cięcia, w przenośni i dosłownie. Kiedy cię boli, przynajmniej wiesz, że żyjesz. Ty, nie twoja projekcja.

sobota, 6 sierpnia 2011

Tajna Polska o Cięciach

Gutkowski, wzorowy i długoletni pracownik agencji reklamowej Leon Creations, najchętniej opowiada o krótkim romansie w Cannes z piękną francuską  Fleur. Jego narzeczona w Warszawie widocznie mu się opatrzyła, skoro nie o niej opowiada, ale o Fleur. Narzeczona istnieje tylko jako bezrobotna fotografka, nie mówi o jej sexie. Powieść toczy się z początku leniwie, opisy pracowników wielkiego biurowca dostarczają czytelnikowi wielu negatywnych wrażeń. Taka zresztą jest strategia autora. Czytaj więcej