niedziela, 20 września 2009

Proces książkowy

Z końcem tego lata pewna część naszych książek, wegetująca dotychczas na obrzydliwej, rozpadającej się jak kubańska gospodarka półce, została wprowadzona na salony – na nową biblioteczkę, od podłogi po sam sufit. Choć wielopiętrowa jak bloki za Żelazną Bramą, o długości trasy W-Z, to i tak nie pomieściłaby wszystkich egzemplarzy. A skoro do odjeżdżającego pociągu wciąż pcha się tłum pasażerów i końca nie widać, konduktor nie ma wyjścia, musi zagwizdać i zostawić pechowców na peronie. Nie zamierzałem traktować książek jak petentów, coś się im jednak należy za te wszystkie lata wysługi. I jak im jeszcze zakomunikować, słuchajcie, ty, ty i ty tam za tamtą, bardzo mi przykro, nie załapiecie się na ekskluzywną miejscówkę, nie dla książki nowy regał, zostaniecie za to natychmiast wyniesione do pomieszczenia z kontenerami, gdzie rzucone na pastwę losu, będziecie oczekiwały miłosiernej, czytelniczej duszy, która zapragnie was podnieść, przekartkować, zainteresować się waszą treścią i w efekcie zabierze was do nowego domu. Tam, czytane z uwagą, ponownie się dowartościujecie, zapominając szybko o traumie, jaką wam tu sprawiam. Jednak taka opcja, kajanie się, usprawiedliwianie nie wchodziła w rachubę, ponieważ nie czułem się winny, zadecydowała bezwzględna logistyka z matematyką, i nic nie zapowiadało cudownego rozmnożenie przestrzeni. Zacisnąłem pięści i rozwiązałem sprawę bardziej radykalnymi środkami, po jakobińsku. Pojawił się podstępny pomysł, żeby wyprawić co niektórym, niechcianym już tomom szybki proces sądowy, jakiego pozazdrościłby mi nawet były minister sprawiedliwości w rządzie kaczystów. Przystąpiłem do rozprawy; zarzuty prokuratorskie nie tchnęły finezją czy cycerońską logiką wywodu. Wina została podsądnym błyskawicznie udowodniona, „nikt po ciebie nie sięgnie”, „rozpadasz się”, „z perspektywy kilku lat dostrzegam w tobie zbiór grafomanii, nie literatury”, „a ty skąd tu się wzięłaś, nie przypominam sobie, bym cię kupił”. Zaaresztowane do kilku reklamówek, wyniesione z przyjaznego im dotychczas domu. Milczały, ja milczałem. Rozstania nie należą do przyjemnych, nawet z milczącymi książkami, ba, z nimi jest jeszcze gorzej. Nic, ułożyłem je w kupki przy kontenerach na odpadki, bierzcie i czytajcie, ci, co je znajdziecie. Po kilku godzinach moje nadzieje spełniły się, w naturze nic nie ginie. Trzy czwarte wyrzutków znalazło nowe mieszkania, a w nich nowe biblioteczki. Na drugo dzień, wyrzucając śmieci natknąłem się na …porzucony przez kogoś egzemplarz „Śniegu” Pamuka, po angielsku. Podniosłem go, wygładziłem lekko zagięte rogi okładki. Jest mój.

środa, 16 września 2009

Mordercy



Pozwalam sobie na zwrócenie uwagi na powieść, której jeszcze nie czytałem, a o której Jarosław Czechowicz pisze:

(...) Okrucieństwo mordu i cynizm mordercy każe w Emilu dostrzegać innego podobnego bohatera literackiego, Adama z głośnej „Gangreny” Dawida Kornagi. Czytaj więcej