środa, 31 października 2007

Tajemnica skórzanej kurtki

Wczoraj byliśmy w klubie Punkt na wieczorze literackim (prowadzonym brawurowo przez ubraną ze stylem i naenergetyzowaną pozytywnie Agnieszkę Wolny-Hamkało) kolejnej szansonistki, która uparcie podkreślała, jaką to ma wyobraźnię, wręcz świętą wyobraźnię, jakby zapominając, że do Alfreda Jarry’ego to jej daleko, szmat wyobraźni po prostu. Nie to jednak zawróciło nam w głowach, ale pojawienie się naszego przyjaciela w zupełnie nowej odsłonie.

Z daleka – on, subtelny krytyk muzyczny i mistrz wywiadów prasowych – podobny był do gangstera! Takiego miejskiego, podążającego za szemraną modą. Więc białe mokasyny, sugerujące, że tego lata ich właściciel został nielitościwie panującym królem nadmorskich kurortów, rwał tam co się dało i co się nie dało... Więc czarna skórzana kurtka, nie pozostawiająca złudzeń, jak groźny idzie za nią komunikat. I to właśnie ona stała się prawdziwą bohaterką tej nocy, przekrywając zadufane deklaracje prozaicznej szansonistki, która gdzieś tam szemrała w tle, aż w końcu zgasła jak świeca pozostawiona w kościele przez półoślepłą, wiekową zakonnicę.

Zszokowani, zapytaliśmy o przyczyny tak radykalnie zmienionego image’u. Jest tyle kurtek na świecie, a my tu po wyjściu z klubu musimy paradować ulicą Koszykową z gangsterem, i jak to wygląda, my, niewiniątka, zamoczone w jakieś pokrętne sprawy, śliskie jak sama kurtka.

- Ta kurtka to bilet wstępu tam, gdzie mnie dotąd nie wpuszczali – wyjaśnił nam przyjaciel.

Wiele stołecznych klubów kocha snobować się na nie wiadomo jakie miejsca, niedostępne z założenia, takie, co jak cię wpuszczą, to z łaską, a ty w podzięce ani mru-mru, tylko trwożliwie kupujesz piwo czy drinki po cenach zawyżonych jak PKB Bangladeszu. Czujesz się częścią efemerycznej elity, nie marudzisz, gdy DJ puszcza mętną muzę – zużyte beaty, stęchłe niby-to-skrecze – a kelnerki doliczają samowolnie 20% serwisu za przyniesienie chipsów. Gdzieś jednak bywać wypada, bo siedzieć w domu też nie wypada, więc setki takich jak ty ruszają na poszukiwanie swojej klubowej oazy. Selekcja jest brutalna, krew się leje przy wejściu, zrozpaczone ślicznotki, wymiotujące testosteronem żelki, czyli ultramodni młodzieńcy, jednych wpuszczają do raju, drugim podają czarną polewkę do natychmiastowej konsumpcji. Wychodząc więc na miasto, a nie będąc rozpoznawalną z sitcomu czy telenoweli twarzą możesz błąkać się między Sienkiewicza a Mazowiecką jak Żydzi na pustyni po ucieczce z domu egipskiej niewoli...

- Z tą kurtką wpuszczają mnie wszędzie – oznajmił z triumfem nasz przyjaciel. – Nawet do Cynamonu.

Cynamon to kres możliwości. To Nagroda Nobla w dziale stołecznego clubbingu. Prędzej Adolfa Hitlera powitają w niebie, niż w Cynamonie ciebie.

Z magiczną kurtką, która bezkompromisowo rzecze: „Mam układy na mieście, zaś moje kieszenie napełnione są ciasno banknotami”, Cynamon i spółka stają otworem razem z całym swoim inwentarzem.

Pokazowa scenka. Sobotnia noc. Stado hedonistów błaga o przepustki do kolejnego Nieprzystępnego Warszawskiego Klubu. Do nich przyklejony niechcący nasz przyjaciel. Selekcjoner:

- Niestety, mamy imprezę zamkniętą. Macie zaproszenie, wchodzicie. Nie macie, sami wiecie. (Klasyczny tekst zamiast „Wypierdalać!”). Nasz przyjaciel, naturalnie w czarnej skórzanej kurtce, przestaje wierzyć w jej magiczną moc. Stado odkleja się od niego. Selekcjoner kojarzy, że nie jest jego częścią. Podbiega do niego:

- Proszę pana, pan naturalnie wchodzi. Nie wiedziałem, że nie jest pan z nimi – odprowadzą groźnym wzrokiem wygłodniały zabawy iwentowy plebs.

Gangsterzy to mają klawe życie.


poniedziałek, 29 października 2007

I po ptakach

Po powrocie z Targów Książki w Krakowie miałem wrażenie, że przyjechałem z miasta na wieś – naszą ukochaną stołeczną wieś. Przesadzam, nie przeczę. Nie chodzi przecież o pałac prezydencki, metro czy kompleksy biurowców... Klimat, pewna niepowtarzalność przestrzeni, a przede wszystkim ludzie. Gdzie spojrzysz, turyści. Oprócz ohydnych, podstarzałych anglosaskich miśków, którzy podkręcają dochody nawet najgorszych pubów, naprawdę dużo osób na poziomie, które przylatują tutaj na lekcję historii w wersji live.

Kazimierz. Praktycznie każda restauracja, każdy bar, każdy pub ma swoją wyjątkową nazwę. Zaraz wracam czy Królicze Oczy. Można wymieniać w nieskończoność. Krakowiacy do urodzeni copywriterzy. Dzięki temu trywialne piwo jakiejkolwiek marki smakuje znacznie lepiej, wchodzi głębiej, miło otępia. Czasem za miło. Kazimierskie Alchemie to niebezpieczna pajęczyna, w którą padają dobrze się zapowiadający artyści; kończą przepici, bezwolni, podatni na ruchy pająka ich klęski i zrujnowanej wątroby. Cóż, łapczywości nic nie usprawiedliwi oprócz szczerego wyznania, że jest się samobójcą swojego talentu.

Noc. Tego nie da się opisać. Ulice wokół Rynku upodabniają się do żył nabrzmiałych od nadmiaru krwinek-ludzi. Do Paryża Krakowowi daleko, tak daleko, że nigdy się z nim nie zrówna, bo po prostu nie ta pojemność i mity, za to na pewno na tej szerokości geograficznej wygrywa z każdym innym miastem. Mogą razić watahy hedonistycznie nastawionej młodzieży, anektujące słynne OFF Centrum i okolice, mogą nie podobać się uwaleni Hindusi, bujający się ze zręcznością fakira na bruku Św. Tomasza czy Arabowie, którzy uciekają za pomocą procentów poza zasięg czujnego oka Allaha, mogą nie podobać się zdzirowato odstawione panienki, szukające przygody z anglojęzycznymi nativami, ale inaczej byłoby tu cholernie nudno, właśnie tak małopolsko jak kiedyś, gdy rząd dusz i ciał sprawowali ludzie o mentalności Jana Rokity, dreptali grzeczniutko do kościółka na niedzielną sumę i wkurzali swoje żony w sypialni. Bo Kraków wyprzedził się, zgrabnie przeskoczył i jeszcze tego nie wie lub udaje, że nie wie... Fifkę kupisz tu praktycznie wszędzie, nawet kilkanaście metrów od kościoła Mariackiego. Co nie znaczy, że luźniejsze obyczaje oznaczają progresję. Po prostu można poczuć się bardziej sobą. Kraków to zdecydowanie ułatwia.


Targi. Co tu dużo mówić, muszę po prostu sprzedać co najmniej 20 000 egzemplarzy kolejnej książki, wtedy jest szansa, że poczuję się gwiazdorsko, cha, cha.




czwartek, 25 października 2007

Z biblionetka.pl

Autor: Harriet :) (Harriet Smiller)
Czytatka dodana: 2007-08-21 16:31:58


"Jeżeli potrzebujecie czegoś mocnego na przebudzenie to polecam książkę Dawida Kornagi "Gangrena". Ostrzegam czytacie na własną odpowiedzialność. To nie jest książka dla delikatnych dziewczątek, które robią z siebie miss swojego podwórka, ani chłoptasiów uganiających się za nimi... To książka dla ludzi, których nie przeraża obsceniczny język, czy krytyka wszystkiego i wszystkich...
Z mojej strony mogę tylko życzyć przyjemnego zagłębiania się w to bagno beznadziejności..."

środa, 24 października 2007

Świat Książki na Targach w Krakowie


Spotkania z autorami na stoisku (A15)

Sobota 27 października:

- godz. 11:00 Grzegorz Miecugow i Tomasz Sianecki podpisują książkę "Kontaktowi, czyli szklarze bez kitu"
- godz. 12:00 Łukasz Dębski podpisuje książkę "Łamisłówka"
godz. 13:00 Jerzy Pilch podpisuje książkę "Pociąg do życia wiecznego"
- godz. 14:00 Jerzy Bralczyk podpisuje książkę "444 zdania polskie"
- godz. 15:00 Anna Onichimowska podpisuje książkę dla dzieci "Dzień czekolady"

Niedziela 28 października:

- godz. 11:00 Allen Paul podpisuje książkę "Katyń"
- godz. 12:00 Dawid Kornaga podpisuje książkę "Rzęsy na opak"
- godz. 13:00 Marek Sołtysik podpisuje książkę "Legowisko szakali"


Również

pisze o Targach i spotkaniach z autorami.







wtorek, 23 października 2007

Crossfilm.net

CROSSFILM.NET

Mój dobry znajomy z Wrocławia, producent telewizyjny i filmowy, uruchomił swoją telewizję internetową. Jest tam również dział poświęcony literaturze! Mam nadzieję, że projekt będzie się pomyślnie rozwijał. Powodzenia, Marek!

poniedziałek, 22 października 2007

PDW o "Pani krytyk"


Redaktor Paweł Dunin-Wąsowicz ma oko sokoła, orła i snajpera! Wypatrzył w tomie Gorączka. Opowiadania wyuzdane moje opowiadanie Pani krytyk i zamieścił o nim tekst w oryginalnym projekcie Widmowa Biblioteka [Lampa nr 10 (43)] – jej celem jest gromadzenie „wiadomości o książkach istniejących jedynie w fikcji literackiej”. Oto co PDW pisze o Pani krytyk:

BĄBLOWICZ Zmywak

Powieść opisywana w opowiadaniu Dawida Kornagi Pani krytyk: Według noty na okładce, Bąblowicz, który pracował w irlandzkich pubach przywiózł stamtąd

...bagaż doświadczeń, który posłużył mu do stworzenia poruszającej historii zmagań młodego człowieka z przeciwnościami losu na obczyźnie oraz tęsknotą za rodziną.

Autor Zmywaka biorąc udział w telewizyjnym programie „Od deski do deski” rozpoczyna bójkę z drugim jego gościem, autorem Maliny Gutkowskim.

GUTKOWSKI Malina

Powieść opisywana w opowiadaniu Dawida Kornagi Pani krytyk. Według noty na okładce mają to być

dzieje kobiety, która nie mogąc poradzić sobie z przelewającym się w niej nadmiarem miłości doprowadza się na skraj szaleństwa.

Narratorka Kornagi, Marta Bogunka, prowadząca telewizyjny program „Od deski do deski” (można podejrzewać, że zamiarem Kornagi było napisane paszkwilu na Kazimierę Szczukę) streszcza Malinę następująco:

Trzydziestoletnia Malina, szukając spełnienia swoich uczuć, przegrywa pojedynek ze światem mężczyzn. Daje z siebie wszystko w zamian za parę pocałunków od tych egoistycznych nędzników. (...)Co jednak ma począć nieświadoma swej rzeczywistej sytuacji społecznej dziewczyna, spragniona bliskości i bezpieczeństwa? Oddaje całą siebie, oddając jednocześnie pola bezwzględnym samcom. Trawią ją, a potem, już zużytą wymieniają na świeższą i młodszą. Tak, Gutkowski tylko sobie znanym sposobem odczytał – co prawda po części, lecz dobre i to – pewien ryt kobiecej natury.

W programie Boguckiej następuje gwałtowna konfrontacja Gutkowskiego z Bąblowiczem, autorem powieści Zmywak. Kiedy zaś Bogunka bezskutecznie podrywa Gutkowskiego w modnym lokalu, dowiaduje się, że pierwowzorem Maliny była jego żona Renata.

Usta na opak

Otwarta książka, na której lądują majtki Marty Boguckiej, narratorki i tytułowej bohaterki opowiadania Dawida Kornagi Pani krytyk, gdy uprawia ona seks z dwoma mężczyznami jednocześnie. Dowiadujemy się, że Usta na opak czyta Bogucka już drugi raz, aby napisać rzetelną recenzję.

piątek, 19 października 2007

Zbliżają się 11. Targi Książki w Krakowie...

Święto książki, ale też tęgiego picia na mieście. Zamierzam ostro zwiedzić Kazimierz...

A potem grzecznie: niedziela, stoisko A15 (Świat Książki), godzina 12. Normalnie jak w tym westernie z Gary Cooperem i Grace Kelly - W samo południe (High Noon). Szkoda, że Targi organizowane są na niezłym wygwizdowie, na styku z Nową Hutą. Czy w ogóle ktoś przyjdzie po wpis do egzemplarza Rzęs? Wątpię.

Pamiętam, jak po wydaniu Poszukiwaczy opowieści, miesiąc później pojechałem na targi do Krakowa - pierwszy raz. Wtedy odbywały się blisko centrum, frekwencja była fantastyczna. Dzień i noc wcześniej - przez różny splot lepszych i gorszych okoliczności - straszliwie wymieszałem wino i piwo. A one wymieszały później mnie, tak że mało co, a zhańbiłbym stoisko Prószyńskiego w wiadomy sposób.

czwartek, 18 października 2007

Cud

Może niebiblijny, ale równie poruszający. Przynajmniej dla mnie. Dzisiaj po raz pierwszy w życiu znalazłem 100 zł. W ogóle po raz pierwszy w życiu znalazłem takie pieniądze. Dotąd, czy to w metrze, czy na chodniku oko wyławiało 5, 10, 20 groszy. A tu taki awans! Z ligi lokalnej do globalnej. Nawet kosmicznej. Wiem, dla takiego posła Misztala powyższa suma nie istnieje, lecz ja dotąd Nike nie dostałem, więc nie będę marudził... Pamiętam z lat młodości kolegę Krzyśka. Pochodził z biednej, wielodzietnej rodziny. Anioł stróż umiłował go sobie na przekór losowi, bo Krzysiek wciąż coś znajdował. Kasę przepuszczał na głupoty, lecz nic to, skoro co wydał, to zaraz znalazł niejako na nowo. Dla równowagi Krzyśka znajdowało-spotykało jakieś nieszczęście. To go auto potrąciło przed domem, to spadł z drzewa i złamał rękę, to kąpał się i rozciął piętę. Były też prawdziwe horrory, gdy wyjechał na wieś i nadział się na widły. Albo – już znacznie starszy – dachował świeżo kupionym samochodem. Mam nadzieję, że nadal żyje... Banknot leżał w połowie złożony. Natknąłem się na niego na deptaku pobliskiego bazaru, naprzeciwko którego mieszkamy. Byłem tak zaskoczony, że w pierwszej sekundzie tryknąłem go butem, sprawdzając, czy... żyje. Czy to nie jakiś zwid. By ktoś zyskał, stracić musiał ktoś; a że ludzie tu na Kabatach zasobni, więc pewnie żadna to strata dla byłego właściciela. A jeśli nawet, cóż, obiecuję, że rozsądnie zainwestuję te pieniądze – w dużą butelkę Finlandii i egzemplarz Nowych Przygód Mikołajka, tom 2.

niedziela, 14 października 2007

Wietnamska śmierć

Mało brakowało, a wyzionąłbym dzisiaj ducha. Jestem m.in. uczulony na owoce morza i ryby. Niekiedy jednak parę kęsów np. grillowanego łososia wcale mi nie szkodzi. Rozzuchwalony tym faktem połasiłem się na pangę. I tak to przez Wietnam, skąd ta przemysłowa ryba przypływa, doigrałbym się ostatecznie. Rok temu w Egipcie, w resorcie Sunrise Island View Darek, poznany tam przemiły hurtownik ryb i powidła ostrzegał nas przed tym wietnamskim wynalazkiem. Czy to zemsta za interwencję amerykańską, nie wiadomo. Wiadomo za to, że panga (sum rekini) rodzi się i rośnie w nieludzkich (nierybich) warunkach; Azjaci z cała wschodnią zaciętością mnożą pangę na potęgę, karmią hormonami, prują, pakują i wysyłają na cały świat. Najadłem się jej i zaczęło się – reakcja alergiczna pod postacią zwężenia tchawicy! Ległem na sofie, a tlen zdawał się być deficytowy jak mięso w PRL-u. Z minuty na minutę czułem się coraz gorzej. Zażyłem claritine. Złagodziła skutki alergii, ale dopiero po kilkunastu minutach. Przez ten czas schodziłem... Wyglądałem jak te biedne karpie, które wyjęte z wanny lądują na desce do krojenia, a pobożni katolicy, zaaferowani świątecznymi sprawunkami, zapominają o nich.

Świnia

Świnia jest u nas od niedawna. Można się na nią natknąć przy wejściu do mieszkania, gdzie za siedzisko obrała sobie półkę na buty. Pełni na niej swoją życiową rolę – jest skarbonką. Dosyć wymagającą. Brzydzi się złotówkami, z trudem toleruje dwuzłotówki, a łasi się na pięciozłotówki. Zwykle – czy jej się to podoba czy nie – musi zadowolić się tą środkową opcją. Przez jakiś czas trwały ze Świnią targi, czy wrzucać jej banknoty. Spasłaby się niepotrzebnie. Jej cel jest prosty: ma zgromadzić fundusze potrzebne na bakszysz w (planowanej) podróży do Tunezji. Świnia jest naprawdę pojemna, sporo w sobie pomieści. Ale o tym będzie można przekonać się dopiero w połowie następnego roku. Kto wie, może pęknie z monetarnego przeżarcia.

piątek, 12 października 2007

Kafefajka

I znów któryś-tam-raz-z-kolei w Kafefajka (w Pawilonach na tyłach Nowego Światu). Dzikie miejsce. Dzikie WC. Dzikie wszystko. Może dlatego sheesha, jaką tu podają, jest tak mocna, aromatyczna. Ci, którzy palili ją w Hammamecie czy Hurghadzie mogą poczuć się nieco rozczarowani – pomieszczenie jest tak małe – mimo dwóch poziomów (szczególnie że w tym podziemnym wali często moczem z pobliskiej toalety) – że gdyby Allah chciał tu zawitać, nie miałby gdzie się rozsiąść. Mają dobre tureckie wino. Piwa nie rozrzedzają. W głośnikach arabskie rytmy zmiksowane z europejskim popem. Czyli ustawka pod efemeryczne odurzenie znakomita. Człowiek na człowieku, fajka wodna na fajce. Genialna inscenizacja dla filmu porno. Sheesha Gang Bang czy coś podobnego. Choć przywieźliśmy z Sharm El Sheikh całkiem niezłą nargilę, ta w Kafefajka serwowana z rozpalonymi jak na torturach węglami daje większego kopa. Szkoda, że rzadko rzednący tłumek bywalców potrafi strasznie wkurwić tym przechodzeniem, potykaniem się, szuraniem, przesuwaniem krzeseł, otwieraniem i zamykaniem drzwi. Chwytany gdzieś po dziesiątym sztachnięciu klimat Bliskiego Wschodu oddala się, dala, ala, la...

czwartek, 11 października 2007

Potrzeba energii

Należę do tych nieszczęśników, którzy odczuwają permanentną potrzebę doładowania się. Mógłbym być chodzącą reklamą red bulla (najlepiej z wódką) czy innego rozwalającego żołądek i serce energizera. Mógłbym być filiżanką na kawę bez dna. Karafką na wino, również bez dna. Dobrze, że nie palę nałogowo papierosów - nosiłbym w torbie kartony, nie opakowania...

środa, 10 października 2007

Mocny jak... "Gangrena"

4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni. Dawno już nie widziałem tak poruszającego, wciskającego w fotel filmu. Jest prawie tak mocny jak Gangrena. Katharsis murowane. Chyba że jest się poprawnym misiaczkiem, zakochanym w motylkach, kwiatkach i tylko w tym... Po prostu trzeba go obejrzeć.

wtorek, 9 października 2007

Atrakcje śniadaniowe

Na pierwszy rzut oka pokazane tu danie może budzić przeróżne skojarzenia. Co z tego, skoro jest naprawdę smaczne. My, ludzie, którzy unikamy kolacji, staramy się naładować energetycznie podczas śniadania. Poniżej parę inspiracji z naszego menu. Smacznego!



ROZBRYKANY CIELACZEK

czyli podgrzane w opiekaczu parówki cielęce z musztardą

JAŚ W KAPELUSZU
czyli biała fasolka zagotowana w garnku przykryta sadzonym jajkiem

PRZYSMAK SOŁTYSA
czyli jajecznica z 4 jaj z kiełbasą i czerwoną cebulą

POBUDKA LENINA
czyli czerwona fasola smażona z pokrojoną parówką z indyka

OBSESJA NACJONALISTY
czyli biały twarożek wymieszany z pokrojonym pomidorem

ROZTOPIONY NAPOLEON
czyli opiekany ser camembert w całości, a po rozkrojeniu ciepłe fondue

ALE JAJA!
czyli omlet z 2 jajek z szynką, startym żółtym serem, papryką i pomidorem

PORANNA MIŁOŚĆ ANOREKTYCZKI
czyli chrupkie pieczywo Wasa z dodatkami wedle uznania anorektyczki: chuda wędlina drobiowa, konfitury light o obniżonej zawartości cukru lub listek sałaty i pomidor

PAN KEJK I PANI KEJK
czyli naleśniki z szynką, startym żółtym serem, oliwkami i bazylią, zapieczone i złożone w formie półksiężyca

MIODNA KROWA
czyli ciepłe mleko z tropikalnymi musli i chrupkami miodowymi

CZERWONY CHIŃCZYK
czyli opiekane połówki pomidorów z żółtym serem na górze

KURA NA GRZYBACH
czyli jajecznica ze smażonymi, pokrojonymi w drobną kostkę pieczarkami


niedziela, 7 października 2007

Shvoong.com - o "Rzęsach"

Źródło: http://pl.shvoong.com/
Autor streszczenia Kris77

Główną postacią książki jest nastoletnia dziewczynka i jej przeżycia ukazane na tle jej rodziny i najbliższego otoczenia. Pokazane sa tu obrazy jakoby żywcem zaczerpnięte z setek domów w Polsce. Wielodzietna rodzina, matka zajmująca się domem, czwórka dzieci każdego dnia czekająca na powrót ojca, który rzadko powraca do nich trzeźwy ! Autor ukazuje w swojej ksiązce rzeczywistość postrzeganą oczyma dziecka, brutalną rzeczywistość, która jest dokładną odwrotnośćią tego jak powinna wyglądać rodzina, przyjaźń, dorastanie.
Powieść w doskonały sposób, ukazuje wspólczesne problemy rodzin, borykających sie z brakiem pieniędzy, brakiem więzów rodzinnych, miłości, szacunku do siebie nawzajem, a także różnego rodzaju nałogami. W tym wszystkim marzenia, pragnienia, lęki i niepokoje dorastającej dziewczynki, która nie pojmując wielu rzeczy, zmuszona jest za szybko dorosnąć. Niezwykle wciągajaca lektura.

Wytrzeszcz

Wytrzeszcz - którego kilka lat temu kupiliśmy za 5 zł na wyprzedaży w hipermarkecie - mieszka w naszej toalecie blisko sedesu i wnikliwie śledzi każdy ruch jego aktualnego użytkownika.
Czasem niektórych to krępuje, szczególnie mężczyzn, ale co robić, przecież nie przegonimy go w czeluście kanalizacji.
Ale większość naszych gości ceni sobie bezinteresowny wzrok Wytrzeszcza - są mu wdzięczni za uwagę, a także za towarzystwo. Nie ma bowiem nic gorszego od tej wymuszonej przez metabolizm samotności. Naprawdę wtedy raźniej robić, co zrobić należy.
Dziękujemy ci, Wytrzeszczu, za wkład w sprawianie ulgi nam i naszym gościom.

czwartek, 4 października 2007

Pozew wątroby cz. 2


Nie ma już wątpliwości, przesadzam. Choćby wczoraj w nocy.
Dzisiaj miałem mieć dłutowanie ósemki (której, nieważne). Z winy lekarza trzeba było przesunąć zabieg na koniec miesiąca. A wcześniej tyle zachodu...
"Napiję się przed operacją, później tydzień na antybiotykach".
Czyli nadrabianie zaległości na zaś.
I co? Butelka tej tu obok wypitej zawodniczki wylądowała rano w koszu, do ekstrakcji nie doszło, poszkodowanym nie jest ani ząb, ani dziąsła, tylko znów moja biedna wątroba.

środa, 3 października 2007

Pozew wątroby

Co do tego nie mam wątpliwości: moja wątroba szykuje chyba przeciwko mnie pozew sądowy. Zdecydowanie, ba, bez ogrniczeń nadużywam jej cierpliwości i możliwości. Jak na przykład wczoraj do późnej nocy podczas spotkania z reżyserem C.T.O.
Wybacz, wątrobo, to ostatni raz.
„O, nie kłam, Kornaga!”
Ale proszę, wybacz.
„Przysięgnij, że to się nigdy więcej nie powtórzy”, prosi.
Wiesz, później porozmawiamy, odpowiadam.
„Kiedy?”
No, później. Teraz chce mi się pić. Nie, nie krzycz na mnie, wezmę colę.

"Pisanie mu służy"


Miło, gdy parę lat od wydania mojego debiutu pisze czytelniczka (źródło: Merlin.pl):

Ewa Bobkowska Sep 26, 2007

Trafiłam na ten tom przypadkiem, ale był to niewątpliwie szczęśliwy przypadek. "Poszukiwacze opowieści" posiadają wszelkie elementy pięknej prozy: różnorodność wątków, inteligentny humor, intrygi, a nade wszystko - i to mnie zauroczyło - napisane są przepięknym językiem. Autor nie męczy się tworząc zdania, on się nimi bawi... Lekturę polecam z przekonaniem każdemu poszukiwaczowi opowieści!!!

poniedziałek, 1 października 2007

Zakopane - Krupówki 36


Każdy, kto był w Zakopanem, wie, że niektórzy z tamtejszych właścicieli pensjonatów czy pokoi gościnnych zachowują się jak Siuksowie na ścieżce wojennej - zedrą z człowieka wszystko łącznie z jego skalpem.
Ale nie w tym miejscu
Jak to mówią, żadnej wiochy, a do tego mili właściciele oraz obsługa, rozsądna cena, słowem - genialna miejscówka w centrum miasta. Byliśmy tam tylko raz, ale na pewno jeszcze to powtórzymy.